Igor sam o sobie:
„Nazywam się Igor, mam 33 lata, urodziłem się z rozpoznaniem porażenia mózgowego. Cudem przeniosłem się 1934 km od mojego miasta na Ukrainie, które zostało zbombardowane przez Rosjan. W Arce spotkałem szczerą miłość, pokój i szacunek”.
Historia Igora
Igorowi udało się uciec z samego wschodu Ukrainy, z Donbasu. Byłoby to niemożliwe, gdyby nie przyjaciele, którzy zapakowali go, jego wózek i niewielki bagaż do samochodu i uciekli z zagrożonego regionu. Igor mieszkał samodzielnie razem ze swoim kotem, otoczony wsparciem. Swojego czarnego kota musiał zostawić – oddał go sąsiadce. Wziął tylko plecak, bo jak sam mówi: „nie potrzebuję dużo rzeczy”.
Kiedy trafił do L’Arche w Poznaniu był w wielkim szoku i jednocześnie żył w ciągłym zachwycie. Powtarzał często, że to jak raj i że to cud, bo jest tu tak dobrze traktowany: „jak człowiek – nie jak inwalida”.
Początkowe wyzwania
Igor przede wszystkim przemieszczał się czołgając i „czworakując”, bo nie mógł samodzielnie wprawiać w ruch swojego wózka. Dziecięce porażenie mózgowe sprawiło, że jego obie nogi i jedna ręka są mocno spastyczne. Sprawniejszą, lewą ręką Igor jest w stanie zrobić sporo rzeczy: korzystać z telefonu, trzymać kubek, ubrać się. Brakowało mu jednak kilku rzeczy, by mógł swą sprawność wykorzystywać.
„Jak przyjechałem tutaj, do Polski, do L’Arche w Poznaniu, osoby z L’Arche od razu zorganizowały dla mnie ciepłe ubrania, nowe spodnie. Dostałem pastę do zębów, kosmetyki. Asystenci z L’Arche zabrali mnie do punktu pomocy przy Kościele i Ksiądz Zbyszek od razu zapytał: Igor, czego potrzebujesz? Poprosiłem o buty, takie większe, dobre dla moich stóp. I już za dwa dni dobrzy ludzie przywieźli mi takie buty. Kupili je specjalnie dla mnie.
Asystenci z L’Arche pomogli mi załatwić wszystkie formalności w urzędach, założyć konto w banku, wszędzie mnie zawozili samochodem.
Dostałem też pokój w domu L’Arche”.
Adaptacja przestrzeni
Igor od początku lubił i doceniał fakt, że ma w L’Arche swój pokój. Jednak trudem i wysiłkiem było dla niego korzystanie z łazienki: wdrapywanie się na wysoko położoną toaletę, stojącą na dodatkowym podwyższeniu. Podobnie było z wchodzeniem do wysokiej wanny. I choć był w stanie to zrobić to już pierwszego dnia, delikatnie i z pewnym wstydem twierdził, że było to dla niego ciężkie zadanie.
Dziś zapytany o remont łazienki odpowiada: „Cieszę się, że w Arce jest nowa łazienka. Nowa toaleta, która jest niska jest bardziej wygodna. Mam dobrą wannę dla mnie.”
Ale tak naprawdę najbardziej ucieszył go nowy elektryczny wózek inwalidzki.
„Wózek elektryczny to dla mnie wolność. Wolność poruszania się. Jestem niezależny. Nie muszę nikogo prosić o pomoc, żeby ktoś mnie zawiózł do ogrodu, do kuchni na kawę. Czasami trudno mi jest prosić o pomoc. Teraz jak tylko czegoś zachcę to mogę jechać. Jadę na spacer. Kiedyś, w Ukrainie, jeździłem do sklepu zawsze tylko z przyjacielem, wolontariuszem. Teraz mogę jechać zupełnie sam i bez nikogo zrobić zakupy. Wczoraj byłem w Biedronce. Dziś to już dla mnie normalne, choć na początku się obawiałem wyjeżdżać poza teren. Potrzebowałem się przyzwyczaić.
Tu są dobre chodniki, podjazdy. Dużo lepsze niż w Ukrainie. Nawet do autobusu łatwo można mnie wprowadzić. Wszędzie mogę pojechać.
U siebie w domu, w Ukrainie, przemieszczałem się tylko na czworakach. Tak wtedy było mi łatwiej. Tutaj jeżdżę na wózku. Dom jest większy. Tu jest mi bardzo dobrze i wygodnie”
Ale i osobom, z którymi teraz Igor dzieli życie jest z nim dobrze. Na co dzień doświadczają, że jest serdeczny, ciepły, rozmowny, uśmiechnięty i bardzo często wyraża wdzięczność. Bardzo stara się też nauczyć polskiego i marzy, by móc na stałe zostać w Polsce. Mówi, że „chciałby być pożyteczny dla kraju”.
Wzruszające jest to, jakim pięknym darem dla mieszkańców L’Arche jest relacja z osobą, która uciekła przed wojną w Ukrainie. Osobą noszącą w sobie tyle trudnych doświadczeń, ale pomimo tego pełną wdzięczności i umiejącą w pełni docenić wolość o jakiej wcześniej nawet nie marzyła.
Dziękujemy Ci Igorze, za Twoje piękne świadectwo jak cieszyć się każdym dniem, każdym darem, każdym spacerem z przyjaciółmi.